niedziela, 30 marca 2014

rozdział 2.

Minął tydzień od pojawienia się Matta. Nadal nie mogłam pozbyć się naszego spotkania z głowy. Spadło na mnie tyle rzeczy, szczególnie ten chłopak, i wciąż nie mogłam pojąć co się dzieje. W końcu uświadomiłam sobie, że nie jestem w stanie nic zrobić. Matt znów nas zostawił, bez żadnego słowa. Jednak nie miałam wątpliwości co do tego, że coś dziwnego stało za tym wszystkim.
Nikomu nic nie powiedziałam. Po tym jak Matt wyszedł, długo myślałam nad tym czy powinnam mówić o tym zdarzeniu mojej mamie. Doszłam do wniosku, że już zbyt wiele przeszła,a zamartwianie się o Matta tylko przysporzyłoby jej smutków. Nie tego dla niej chciałam.
Poupychałam rzeczy Matta z powrotem do szafek i pod łóżko, chcąc upewnić się, że wszystko wygląda jak wcześniej. Mama po powrocie z pracy niczego nie zauważyła, obie wróciłyśmy do naszej codziennej rutyny.

Więc oto byłam, po raz kolejny zostałam do późna w pracy. To moja kolej na zamknięcie sklepu. Pracowałam w małym spożywczaku "Mart-Co". Sklepik był  kilka bloków od mojego domu, więc nie było tak źle. Czasami jeśli pogoda dopisywała, wracałam z pracy na piechotę. W razie czego przystanek autobusowy był tuż zza rogiem.
Po tym jak zeskanowałam wzrokiem cały sklep i upewniłam się, że wszystko jest w porządku i na swoim miejscu chwyciłam leżącą na blacie kurtkę i zarzuciłam na siebie. Zgasiłam wszystkie świata i wychodząc na zewnątrz, poczułam jak zimne powietrze uderza mnie w twarz wytwarzając na moim ciele gęsią skórkę.
Ostatni raz rozejrzałam się po sklepie i zamknęłam drzwi na klucz. Na dworze było już ciemno, gwiazdy spoglądały na mnie z nieba, a drogę oświetlało mi kilka latarni. Ulica była cicha i pozbawiona jakiegokolwiek życia. Zakładam, że w taką pogodę ludzie siedzą w ciepłych domach, chcąc pozostać z dala od temperatury jaka panowała na zewnątrz.
Rzuciłam okiem na ekran mojego telefonu chcąc upewnić się, że nie przegapiłam ostatniego autobusu. Oplotłam się ramionami, żeby było mi cieplej i ruszyłam wzdłuż ulicy. Dzień był męczący i byłam szczęśliwa, że to już piątek, w końcu mogłam się wyspać. Miałam stresujący tydzień w szkole, a na samej górze moich niekończących się problemów było zamartwianie się o Matta, teraz wszystko czego chciałam to sen.
Ulica była pusta, co jakiś czas mijały mnie pojedyncze samochody, więc pozostawałam czujna. Pierwszy raz wracałam do domu zupełnie sama, zazwyczaj towarzyszyła mi moja przyjaciółka Grace, która pracowała razem ze mną w "Mart-Co".
Kiedy skręciłam w kolejną uliczkę dostrzegłam stare, zardzewiałe auto zaparkowane wzdłuż chodnika, po którym szłam. To było trochę niepokojące, nikt nigdy nie parkował w tym miejscu. Przysunęłam się bliżej budynku, chcąc pozostać jak najdalej od tajemniczego samochodu. Kiedy go mijałam ciekawość wzięła górę i bezmyślnie zerknęłam do środka. W momencie kiedy dostrzegłam, że ktoś jest wewnątrz samochodu szybko przeniosłam swój wzrok w przeciwną stronę, mając nadzieję, że mnie nie nie zauważono. Przyśpieszyłam kroku próbując skupić się na jak najszybszym dojściu na przystanek autobusowy,co było naprawdę trudne biorąc pod uwagę to, że byłam tutaj kompletnie sama. Przyrzekłam sobie, że nigdy więcej nie pozwolę Grace wziąć wolnego w pracy.
Moje serce zamarło kiedy dźwięk otwieranych drzwi przerwał panującą wokół ciszę. Sięgnęłam do tylnej kieszeni, po mój telefon, chcąc sprawiać wrażenie zajętej. Jedyne co musiałam zrobić to unikać kontaktu wzrokowego i nie rzucać się w oczy.
Dźwięk odpalanego silnika zmusił mnie do spojrzenia w stronę samochodu. Szybko pożałowałam swojej decyzji, gdyż ujrzałam czyjąś sylwetkę kroczącą w moim kierunku, w stronę przystanku. Próbowałam zmusić się do patrzenia w inną stronę, wiedziałam, że zerkanie ciągle w stronę nieznajomego, nie było najlepszym pomysłem. Kątem oka zauważyłam, że tajemnicza postać jest już bardzo blisko i kiedy stanęła w świetle ulicznej lampy jej wygląd stał się bardziej dostrzegalny.
- Ej ja Cię znam! - wypaliłam bezmyślnie powodując tym samym, że nieznajomy rzucił mi przelotne spojrzenie. Szybko jednak odwrócił wzrok, chowając dłonie w kieszeniach swojej kurtki. Szedł dalej kompletnie mnie ignorując. Natychmiast zastąpiłam mu drogę, kiedy próbował mnie wyminąć i dopiero po chwili uświadomiłam sobie kim on właściwie był. Rozpoznałam go po bałaganie na jego głowie.
- Byłeś z Mattem tamtej nocy! - stwierdziłam. Moje oczy dosięgały jedynie do jego podbródka, więc zrobiłam krok w tył chcąc zobaczyć jego twarz. Chłopak zatrzymał się przede mną, ale jego wzrok był utkwiony w punkcie za mną, tak jakby unikał kontaktu wzrokowego.
- Nie wiem o czym mówisz - odezwał się, a jego głos był chłodny. Zrobił krok w bok, chcąc zostawić mnie za sobą.
- Gdzie on jest?! - nie odrywałam od niego oczu czekając na odpowiedź. Na pewno musiał wiedzieć więcej niż ja i jakakolwiek informacja była dla mnie przydatna.
- Nie.Wiem. - jego wzrok spotkał mój kiedy wycedzał każde ze słów. Jego oczy były zimne i ciemne, zdecydowanie był podrażniony. Obserwowałam jak jego oczy skanowały moją twarz, ironiczny uśmiech wkradł się na jego usta zanim pokręcił głową. Jego głos przeszedł w szept. -  To nie mój problem.
Jego obojętność doprowadzała mnie do szału. W myślach formułowałam odpowiedź jaką go uraczę, kiedy usłyszałam piskliwy odgłos hamującego autobusu. Skupiłam moją uwagę na otwieranych drzwiach.
- Lepiej złap swój autobus - powiedział i przeszedł obok mnie, lekko trącając moje ramię.
Zmroziłam go wzrokiem, choć on wcale nie mógł tego zobaczyć i ruszyłam w stronę autobusu. Zatrzymałam się w drzwiach i odwróciłam się w stronę nieznajomego.
- Nawet nie powiedziałeś mi jak masz na imię! - zawołałam. Obserwowałam jak zwalnia tempo i również przekrzywia głowę w moją stronę.
-  Powiedziałem.To nie Twój interes. - uśmieszek malował się na jego twarzy zanim odwrócił się z powrotem i kontynuował swój spacer wzdłuż ulicy.
- Wchodzisz czy nie? - usłyszałam za sobą poirytowany głos. Kierowca siedział przygarbiony w swoim fotelu, nerwowo stukając palcami o kierownicę.
- Taaa, przepraszam - wymamrotałam wspinając się po metalowych schodkach autobusu i szybko zajęłam pierwsze wolne miejsce.
Wyjrzałam przez okno kiedy mijaliśmy tajemniczego chłopaka. Zastanawiałam się czy mieszka gdzieś w niedaleko skoro nie zdecydował się na powrót autobusem. Być może Matt również jest gdzieś w pobliżu i może uda mi się znów na niego wpaść. Och zdecydowanie zbyt dużo o tym myślałam. Jedyne co wiedziałam to to, że coś było nie tak i brak jakichkolwiek informacji zabijał mnie od środka.
Kiedy w końcu dotarłam do domu, nie zastałam w nim nikogo,co nie było żadną niespodzianką. Mama zaczęła już swoją nocną zmianę. Pierwsze co zrobiłam to udałam się mojego pokoju, zmieniłam ubrania i wykończona opadłam na łóżko.
Byłam gdzieś między jawą a snem kiedy poczułam jak wibracje mojego telefonu rozchodzą się po materacu. Ktoś dzwonił. Ledwie przytomna wygrzebałam z pod poduszki komórkę.
- Halo.. -  wymamrotałam odbierając połączenie
- Violet? - głos, który usłyszałam po drugiej stronie w mgnieniu oka postawił mnie na równe nogi.
- Matt? Gdzie Ty się podziewasz? - spytałam chodząc nerwowo po pokoju. Nie takiej pobudki się spodziewałam.
- Słuchaj, nie mogę rozmawiać, spotkajmy się jutro w kawiarnii u Zeke'a, okej?
- Jasne,okej - westchnęłam przecierając oczy. Usłyszałam niezrozumiałe głosy w tle.
- Okej,więc jutro w południe. Ani słowa mamie. - zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedź połączenie zostało przerwane.

piątek, 21 marca 2014

rozdział 1.

- Tak mamo..tak..zrobię..nie martw się. - przytrzymałam telefon ramieniem chcąc przerzucić torbę do drugiej ręki. - Nie, nie zapomnę, obiecuję. Też Cię kocham! - skinęłam głową chociaż moja mama i tak nie mogła tego zobaczyć, kończąc rozmowę wsunęłam telefon do tylnej kieszeni spodni.
Ruszyłam z przystanku autobusowego wzdłuż ulicy. Po długim dniu pracy w sklepie chciałam dostać się domu jak najszybciej, zanim się ściemni.
Oczywiście moja mama zadzwoniła do mnie chcąc przypomnieć mi o jej dodatkowym, nocnym dyżurze w szpitalu. Poinformowała mnie, że pojawi się w domu dopiero nad ranem. No i jak na każdą mamę przystało, musiała powtórzyć mi po kilkanaście razy żebym nie zapomniała zamknąć wszystkich zamków i sprawdzić wszystkiego przed pójściem spać. Szczerze mówiąc jej nieobecność nie była dla mnie jakąś wielką sprawą. Przywykłam do tego odkąd Matt, mój brat zniknął 8 miesięcy temu.
Tak pewnego ranka on kompletnie zniknął. Zabrał parę  ubrań i wyłączył telefon.Od tamtego czasu nie mamy od niego żadnych wieści.
Razem z mamą nie mogłyśmy zrozumieć dlaczego Matt to zrobił, nie był typem osoby, która wstaje i odchodzi bez słowa. To było dziwne, ale mój brat miał już 21 lat, więc nie można go nawet uznać za zaginione dziecko. Po kilku tygodniach pogodziłyśmy się z tym tłumacząc jego odejście tym, że Matt po prostu chciał pobyć sam i odezwie się do nas wtedy kiedy będzie na to gotowy. Tak przynajmniej powtarzała moja mama,a ja przytakiwałam. Starałam się w to wierzyć.
Leniwie wlokłam się po schodach prowadzących do naszego mieszkania. Myślami opadałam już na łóżko. Szybko przeszukałam torebkę w poszukiwaniu kluczy i dopiero łapiąc za klamkę zauważyłam, że zamek jest  odblokowany a drzwi są lekko uchylone. Mama nie jest typem paranoicznego rodzica, ale kiedy chodzi o drzwi, zawsze pamięta, żeby zamknąć je na klucz. Mimo tego, że Baltimore jest dużym miastem moja dzielnica jest spokojna i bezpieczna. Nie mogłam uwierzyć, w to, żeby moja matka była na tyle głupia, żeby tak po prostu zostawić drzwi otwarte. Miałam spore wątpliwości również co do tego, że ktokolwiek mógłby nas okraść. Nie mieliśmy niczego wartościowego, więc kradzież byłaby bez sensu, poza tym takie rzeczy nie działy się w naszej okolicy.
Lekko pchnęłam drzwi wchodząc powoli do mieszkania. Przeskanowałam wzrokiem cały salon i niczego nie zauważyłam. Niczego nie brakowało, wszystko stało na swoim miejscu, dokładnie tak jak przed moim wyjściem. Nawet poduszki leżące wzdłuż brązowej kanapy były poukładane perfekcyjnie, a na stoliku wciąż zalegały magazyny mojej mamy. Mały telewizor nadal stał w kącie pokoju.
Może faktycznie mama przez pomyłkę nie zamknęła drzwi,a wiejący wiatr je otworzył?
To było naprawdę dziwne. Niepokój w moich brzuchu upewnił mnie w tym, że coś jest nie tak.
- Halo? - zawołałam. Moje serce zabiło mocniej kiedy zamykałam drzwi wejściowe. Nie oczekiwałam tego, że ktoś odpowie. Skupiłam swoją uwagę na schodach kiedy usłyszałam stłumiony huk dochodzący z piętra mieszkania.
- Cholera! - usłyszałam znajomy głos.
"Niemożliwe!" pomyślałam i opuszczając torbę na podłogę bez namysłu ruszyłam pędem po schodach, do pokoju Matta.
I oto jest. Wysoki i ciemnowłosy. Mój brat, którego nie widziałam od miesięcy, przeszukiwał szafę tworząc wokół siebie olbrzymi bałagan.
- Matt! Gdzieś Ty był?! - zapytałam zszokowana. Nie do końca wierząc w to co widzę stanęłam tuż za nim.
- Nigdzie, Violet, nie martw się o to. - rzucił nie przestając przeszukiwać szafki z ubraniami. Jego głos był szorstki, nie takiej odpowiedzi się spodziewałam. Dotknęło mnie to w jaki sposób zlekceważył moje pytanie, tak jakby w ogóle nic się nie wydarzyło, tak jakby nie zniknął.
- Cóż, razem z mamą umierałyśmy z niepokoju o Ciebie! - poinformowałam chcąc tym samym obudzić w nim poczucie winy. Bo tak właśnie Matt powinien się czuć. Jego nagłe zniknięcie mnie zabolało. Prawie tak bardzo jak zabolało to naszą mamę. Tęskniłam za posiadaniem go obok siebie każdego dnia. Byliśmy bliżej niż typowe rodzeństwo i nigdy nie przechodziliśmy przez etap "nienawidzę Cię, za to że żyjesz". Myślę, że to dlatego, że nigdy nie miałam wielu przyjaciół, a Matt zawsze był w pobliżu. Nie żebym miała jakieś problemy towarzyskie. Po prostu lubię pobyć sama i trzymam się z dala od grupek w szkole, bo po prostu tam nie pasuję.
- Czego Ty w ogóle szukasz? - przeszłam w jego kierunku i opierając się o ścianę kontynuowałam naszą rozmowę, bo póki co Matt nie zaszczycił mnie konkretną odpowiedzią. Skrzyżowałam ramiona obserwując jak skupiony przegrzebywał się przez ubrania, magazyny, buty i jeszcze więcej ubrań.
Wyglądał inaczej niż wtedy kiedy widziałam go po raz ostatni. Worki i sińce pod oczami nie prezentowały się najlepiej. Nigdy nie widziałam go w takim stanie, był przemęczony.
- Czegoś - ruszył w kierunku szafy robiąc hałas i jeszcze większy bałagan. Pokój wyglądał jakby przeszło tędy tornado.
- Skończyłeś już? - czyjś głos sprawił, że podskoczyłam ze strachu, uświadamiając sobie, że nie jesteśmy tutaj sami.
Moje oczy powędrowały w kierunku drzwi gdzie opierając się o framugę stał z założonymi rękoma nieznajomy chłopak. Nigdy wcześniej go nie widziałam i nie był typem człowieka, którego uznałabym za kolegę Matta.
Jego ciemne blond włosy były potargane i na końcach lekko się kręciły opadając na oczy. Miał rozpiętą zwykłą, czarną kurtkę spod której wystawał biały podkoszulek. Wyglądał na zniecierpliwionego stukając palcami o swoje ramiona.
Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się kim jest i po co się tutaj znajduje
- Kim jesteś?
- Nie Twój interes - odpowiedział trochę za szybko, jakby przywykł do tego, że ludzie go o to pytają. Skupiał swój wzrok na Mattcie kompletnie ignorując to, że na niego patrzę.
Chamstwo, które go otaczało było dla mnie czymś nowym i szczerze mówiąc zaczęło mnie to wkurzać. Coś tutaj było nie w porządku.
- Kim on jest? - odwróciłam się do Matta, który leżąc na podłodze szukał czegoś pod swoim łóżkiem. Kolejny raz całkowicie zignorował moje pytanie i kiedy w końcu się podniósł, trzymał w ręku plik banknotów.
- Dzięki Bogu! - westchnął z ulgą w głosie i zaczął liczyć pieniądze.
- Jasna cholera, Matt. Skąd masz te pieniądze? - nie widziałam tyle kasy, od czasów kiedy sprzedaliśmy nasz stary samochód. Matt ukrył te pieniądze i ani ja ani mama nie miałyśmy o tym pojęcia.
Chrząknięcie dochodzące z drugiego końca pokoju spowodowało, że skupiłam swoją uwagę na ciemnym blondynie, który wywracając oczami opadł zniecierpliwiony na drzwi za nim.
- Nareszcie, spadajmy stąd. - odezwał się,a jego głos ucichł kiedy odwracając się na pięcie ruszył wzdłuż holu.
Matt wyminął mnie bez słowa, chowając pieniądze w tylnej kieszeni spodni. Szybko ruszyłam za nim, chcąc dowiedzieć się co się tutaj dzieje. Byłam zdezorientowana i zasługiwałam na wyjaśnienia. Matt nie mógł tak po prostu znikać,pojawiać się żeby po chwili znów zniknąć bez słowa. To nie było w jego stylu.
- Możesz się zatrzymać?! - krzyknęłam ciągnąc za tył jego koszulki chcąc tym samy skupić jego uwagę na sobie.
- Co? - Matt napadł na mnie, odwracając się do mnie twarzą. Staliśmy tuż przy głównych drzwiach. Jego wrogie nastawienie nieco mnie speszyło, więc puściłam skrawek jego koszulki, który jeszcze przed sekundą miętosiłam w rękach.
Usłyszałam kolejne znajome chrząknięcie i rzuciłam nieznajomemu chłopakowi wrogie spojrzenie.
- Nie możesz tak po prostu znikać na miesiące, Matt! I teraz,nagle pojawiasz się jak gdyby nigdy nic i nawet nie odpowiadasz na moje pytania. Mama będzie zawiedziona jeśli dowie się, że tutaj byłeś i nie poczekałeś na nią.
- Więc nic jej nie mów - głos Matta był pozbawiony uczuć, tak samo jak wyraz jego twarz. Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby się tak zachowywał i nie podobało mi się to. - Muszę iść Violet - rzucił beznamiętnie i zerknął na chłopaka stojącego obok, tak jakby on sprawował nad nim kontrolę. Matt spojrzał na mnie smutno.
- Przepraszam - szepnął, po chwili zamknął za sobą drzwi, wychodząc z tajemniczym i niezwykle nieuprzejmym chłopakiem.


***
mamy 1 rozdział, mam nadzieję że się spodobał, naprawdę się starałam:)
liczę również,że z czasem przybędzie mi czytelników i komentarzy, które niezwykle motywują do pracy.
buziaki!
+ aaaa właśnie, jeśli chcecie być informowani, proszę w komentarzu podać nick z tt bądź jakikolwiek kontakt.

wtorek, 18 marca 2014

prolog.

Wszystko działo się zdecydowanie za szybko. Pozwoliłam temu wszystkiego wziąć to co najlepsze we mnie i nigdy nie wyobrażałam sobie tego, że skończę uciekając ciemnymi ulicami miasta.
Nie czułam nóg, które były już całkowicie zdrętwiałe. Jedynie na czym mogłam się skupić był rytm z jakim moje stopy współgrały z zimnym chodnikiem. Wydaję mi się, że nie zdawałam sobie nawet sprawy jak pozbawiona tchu wówczas byłam. Jedyna myśl jaka zaprzątała mój umysł,było to, żebym wydostała się z tego. Żywa.
Oni byli już tak blisko, słyszałam ich szybkie kroki jakby byli tuż za mną.
- Nie pozwól jej uciec! - krzyki jednego z nich rozniosły się echem po pustych ulicach. Kiedy sens jego słów dobiegł do mojej głowy, czułam, że jeszcze chwila i się załamię. Łzy napłynęły mi do oczu, po chwili rozmazując obraz przede mną. Zamrugałam pozwalając spłynąć im na moje policzki. Moje serce waliło jak oszalałe, czułam, że jeszcze chwila i wyskoczy mi z klatki. Wyraźnie słyszałam, że każdy kolejny oddech, który brałam był coraz płytszy.
Nie miałam pojęcia gdzie biegłam, alejka z każdym kolejnym krokiem stawała się coraz ciemniejsza. Pojedyncze światła z otaczających mnie bloków odbijały się od mokrego chodnika. Czułam jakby ceglane ściany, które miałam po obu stronach zaczęły się do mnie zbliżać, chcąc zamknąć mnie w pułapce bez wyjścia. Nie byłam pewna jak długo jeszcze uda mi się wytrzymać. Moje ciało drżało ze zmęczenia i było gotowe do upadku.
Cały ten pomysł wydawał mi się teraz kompletnie nieodpowiedni i wiedziałam, że wszystko schrzaniłam.
"Dlaczego to zrobiłam?"
"Przecież to nie ja"
"Nie taka jestem"
Musiałam szybko wymyślić jakiś plan inaczej prawdopodobnie już nie opuszczę tej alei. Kątem oka spostrzegłam przejście między blokami, które prawdopodobnie prowadziło do innej małej uliczki. Nie miałam pojęcia gdzie doprowadzi mnie tamta ulica, lecz w mojej sytuacji decyzja musiała zostać podjęta szybko, więc bez większego namysłu skręciłam w tamto przejście.
W ułamku sekundy oddech ugrzązł mi gardle, a nogi stały się jak z waty. Zanim się spostrzegłam zimne ramiona zamknęły mnie w żelaznym uścisku,a moje usta zostały zakneblowane starą szmatą. Zaszlochałam, a moja twarz zalała się łzami.Ostatkami sił starałam się wydostać z modnego uchwytu.
- Przestań! - zażądał,ktoś ściszonym głosem. Usłyszałam zdyszane oddechy, które wywołały na moim ciele dreszcze. Czyjeś ramiona oplotły mnie jeszcze bardziej, sprawiając mi tym samym ból.
Ci ludzie,oni byli częścią tego. Byli tutaj po mnie.
I wtedy poczułam to. Zimny metal, który został przyciśnięty do mojej skroni. Moje ciało znieruchomiało z przerażenia. Doskonale wiedziałam co to jest.
Pistolet.
Nie byłam na to przygotowana, prawdopodobnie nigdy bym się na to nie przygotowała. Byłam przerażona.
I tak bardzo jak nie chciałam tego zrobić musiałam...
Przyznać mu rację.


***
tadam! lecimy z kolejnym tłumaczeniem, wspaniałego "bad", w którym pierwsze skrzypce gra Ashton Irwin proszę państwa. Piszcie komenatrze i już niebawem ruszamy z kolejnymi rozdziałami.
Buziaki!
zapraszam także na tłumaczenie z Michaelem www.beforeidie-tlumaczenie.blogspot.com